TP SA dominuje i hamuje

"Obawiam się, że ani z szerokopasmowym, ani tym bardziej z powszechnym dostępem do Internetu na razie nie mamy w Polsce do czynienia. Nasz dominujący operator - którego skrótowo nazywam często "Dominatorem" - nie tylko nie działa na rzecz rozwijania się sektora usług dostępu do Internetu, ale wręcz go hamuje" - mówi w rozmowie z PC World Online Andrzej J. Piotrowski, dyrektor Instytutu eGospodarki Centrum im. Adama Smitha. Z ekspertem ds. rynku telekomunikacyjnego rozmawialiśmy także o prawdziwym powodzie wprowadzania limitów transferu danych, "wojnie szybkościowej" trwającej pomiędzy neostradą tp a chello, blokowaniem dostępu do sieci P2P i usług VoIP oraz usługach dla broadbandu (a raczej ich braku).

TP SA dominuje i hamuje
Czy Pana zdaniem możemy powiedzieć, że mamy w Polsce do czynienia z powszechnym, szerokopasmowym dostępem do Internetu?

TP SA dominuje i hamuje

Andrzej J. Piotrowski

AJP: Powszechny to ten dostęp na pewno nie jest - wedle danych z pierwszej połowy roku ze stałego połączenia z Internetem korzysta jakieś 3% populacji. Czyli mniej więcej tyle, ile za czasów PRL miało dostęp do telefonu.

A czy jest szerokopasmowy - trudno powiedzieć, bo stosuje się bardzo różne definicje "szerokiego pasma". To co często na Zachodzie uważa się za bardzo wolne łącze u nas dumnie bywa nazywane "broadbandem". Bo cóż to jest 128 Kbps? To na pewno szybciej niż dostęp wydzwaniany... ale z drugiej strony - czy naprawdę można to nazwać "szybkim Internetem"?

Co w takim razie hamuje rozwój usług dostępowych?

AJP: Odpowiedź jest prosta i krótka: monopol. Proszę zwrócić uwagę, że nasz dominujący operator - którego skrótowo nazywam często "Dominatorem" - nie tylko nie działa na rzecz rozwijania się tego sektora usług, ale wręcz go hamuje. Do Telekomunikacji Polskiej należy 90% linii dostępowych więc dyktuje ona rynkowi tempo i warunki. W rezultacie mamy w Polsce rekordowy wzrost procentowy, podczas gdy w innych krajach kwartalnie przybywa więcej linii niż my mamy wszystkich. To tzw. efekt bazy - kto go nie zna daje się uwieść wynikom niczym z PRL-u. Opóźnienie w rozwoju ADSL to już w pełni zasługa sprywatyzowanej TP SA, której właściciel traktuje polski rynek niczym kolonialną zdobycz: rozwój zakresu oferty jest spóźniony do reszty Europy o 3 -4 lata. Ale to przecież oczywiste: tam, gdzie tak silną pozycję ma jedna firma, nie ma mowy o innowacjach - są one zbędne.

Zdominowanie rynku usług ADSL przyszło TP SA wyjątkowo łatwo - pomógł jej fakt, iż użytkownicy i tak opłacają abonament telefoniczny w TP SA. Łatwiej przecież zamówić w jednej firmie dostęp do usług telefonicznych i internetowych niż załatwiać te sprawy z dwoma różnymi operatorami.

Ale przecież niektórzy operatorzy próbują "podgryzać" TP SA. UPC ze swoją usługą chello wyraźnie wydało "Dominatorowi" wojnę na szybkość Internetu - od kilku tygodni intensywnie promuje ofertę dostępu z prędkością 12 Mbps...

Moim zdaniem tzw. maksymalna szybkość transferu wcale nie jest najważniejszą cechą usługi dostępu do Internetu - podkreślanie tej zalety w reklamach to raczej zagrywka psychologiczna. Zaoferowanie większej szybkości maksymalnej wcale nie wiąże się z zauważalnym wzrostem kosztów operatora - przecież wszystkie warianty dostępu danego operatora świadczone są z wykorzystaniem tej samej infrastruktury szkieletowej, a ponieważ w Polsce nie ma zwyczaju podawania parametru takiego jak overbooking to każdy większy dostawca Internetu ma tu ogromne pole do "kreatywności".

Jeszcze bardziej kuriozalna, moim zdaniem, jest oferta Orange, w której reklamowany jest dostęp do Internetu w technice EDGE ze... średnią prędkością 100 kb/s dostępną w ...przypadku 70% populacji. Bardzo jestem ciekaw, jak operator zamierza kwalifikować przemieszczających się po kraju użytkowników i za ile lat będzie można podsumować tę średnią.

Zarówno Telekomunikacja Polska, jak i UPC, stosują w swoich ofertach dostępowych tzw. limity transferu. Zastanawia mnie fakt, iż niektórzy operatorzy tłumaczą, że wprowadzenie limitów jest niezbędne do prawidłowego działania sieci, zaś inni - np. Dialog czy operatorzy kablowi (oprócz UPC, rzecz jasna) - twierdzą, że limity są zupełnie zbędne. Kto ma rację?

Najprościej rzecz ujmując - rację ma ten, czyja oferta zwycięży na rynku. Problem w tym, że w Polsce trudno mówić o 'wolnym rynku'...

Moim zdaniem głównym zadaniem limitów nie jest "zapewnienie sprawnego funkcjonowania sieci", jak tłumaczą operatorzy, lecz blokowanie zjawiska "rozpajęczania" usług dostępowych.

Tylko takie może być realne wytłumaczenie faktu zaoferowania stosunkowo szybkiego dostępu do Internetu z niskim limitem transferu danych. Dla jednego użytkownika, nie korzystającego ustawicznie z serwisów bezpośredniej wymiany plików, taki limit będzie wystarczający. Dla kilku - raczej nie.

Każdy operator chce mieć jak najwięcej klientów, dlatego zniechęca użytkowników do dzielenia pasma. Zarówno poprzez stosowne zapisy w umowach, jak i wprowadzanie limitów transferu. Szkoda jednak, że operatorzy nie potrafią nauczyć się od innych sektorów gospodarki, że taki "rozpajęczarz" to odpowiednik sklepu detalicznego i współpraca może być dla obu stron bardzo korzystna.